A teraz przejdźmy do kolejnej recenzji, wydanej trochę później niż przewidywałem ( najlepszym się zdarzają problemy techniczne ;D). W tym tygodniu wziąłem na celownik Erica Claptona, a dokładniej jego album pod tytułem "Reptile" (niektórzy mówią, że gdyby nie piractwo, to Zbigniew Hołdys byłby własnie drugim Claptonem). Został on wydany w 2001 roku i zawiera zarówno kompozycje ulubionych wykonawców Claptona, zagrane w jego własnej aranżacji, a także utwory z własnymi tekstami i porządną, bluesową muzyką.
"Stary wyjadacz" ucieka się tutaj i w wielu innych swoich albumach do utworów o tematyce miłosnej, począwszy na zakochaniu, a skończywszy na zdradzie. W "Don't Let Me Be Lonely Tonight" wręcz prosi na kolanach kobietę swojego życia, aby nie zostawiała go tej nocy samego. Powoli staje się niezdecydowany, bo na jej widok szaleje, a ona przewraca jego świat do góry nogami ( ciekawy utwór na walentynki ;]). Natomiast w "Broken Down" delikatnie mówiąc, Claptonowi idzie na wspominy, kiedy to stracił w okamgnieniu swoją ukochaną i od tego czasu czegokolwiek się nie ruszy, to się psuje, a on również jest rozbity wewnętrznie, pozostawiony samemu sobie z tymi przykrymi wspomnieniami. Należy również napomnieć o dwóch instrumentalach w tym albumie. Pierwszy, zaczynający płytę, czyli "Reptile", podchodzi pod rytmy z bossa nova rodem, mamy uczucie, jakbyśmy leżeli beztrosko na słonecznej plaży w sielankowym nastroju. Ale również ostatni utwór "Son & Sylvia", ma w sobie coś uspokajającego, kojącego wszystkie zmartwienia dnia codziennego.
Tak jak wcześniej mówiłem, a w albumie znajdują się również kompozycje ulubionych wykonawców Claptona, zagrane po swojemu i doprawione szczyptą żywiołowości i przebojowości. Są to tacy wykonawcy jak: J.J Cale ("Travelin' light"), czy Stevie Wonder ("I Ain't Gonna Stand For It"). Oprócz zafascynowania Claptona nimi, te piosenki zostały ujęte tutaj, aby zostały "odkurzone" i poznane na nowo, z całkiem innej strony.
Przed wydaniem tego albumu, Clapton nagrał płytę "Pilgrim", która przez wielu została uznana za długą, nudną i okaleczoną elektronicznym beatem. Ukazała go jako starego dinozaura, którego nie stać na coś nowego, bardziej wyszukanego. I to właśnie album "Reptile"można powiedzieć, zrehabilitowała jego dobre imię. Clapton ucieka w tym albumie do korzeni, grając zaiście rasowy blues,wspaniale współgrający z fortepianem, czy takimi instrumentami, jak gitara rezofoniczna, akustyczna, klasyczna, marakasy, jak również przyśpiewujący mu chórek o niepowtarzalnym głosie. Tą płytę polecam nie tylko tym, którzy uwielbiają improwizacje bluesowe, czy "starowyjadaczowy" styl grania na gitarze, innymi słowy wymiatanie po gryfie. Dzięki nutce przebojowości i ciekawym wokalu Claptona, każdy znajdzie coś tutaj dla siebie i będzie zadowolony ze swego wyboru.
1. Reptile 8. I Ain't Gonna Stand For It
2. Got You On My Mind 9. I Want A Little Girl
3. Travelin' Light 10. Second Nature
4. Believe In Life 11. Don't Let Me Be Lonely Tonight
5. Come Back Baby 12. Modern Girl
6. Broken Down 13. Superman Inside
7. Find Myself 14. Son & Sylvia
Żadnego gigantycznego piractwa w Polsce nigdy nie było. Polska to bardzo dobry rynek muzyczny. Wielu polskich muzyków jest znanych za granicą. A Hołdys drugim Claptonem raczej nie był i nie będzie, bo to inna para kaloszy.
OdpowiedzUsuń