wtorek, 8 grudnia 2015

Muzyczny wyjadacz na tropie #2

Witajcie !

Dzisiaj zajmiemy się węszeniem i doszukiwaniem oryginałów w twórczości Scootera :)

Oooohh yeah ! Zaczynamy !

Kto słuchał chociażby raz w życiu Scootera, dobrze wie, że lubi on czerpać ze swoimi kolegami inspiracje z utworów innych wykonawców (głównie tych z lat 80. ale niekoniecznie). Korzystając z nich, czasem nawet nie zmieniają tytułu. I tak w przypadku Logical song zapożyczyli sobie utwór o tej samej nazwie, tyle że zespołu Supertramp. Wiadomo, nie chodzi tu o jakiś hejt, bo jak wiadomo chłopaki zawsze korzystając z muzycznych inspiracji tworzą soczysto-basowo-rytmiczne kawałki nadające się nawet na bardzo wybredne imprezy :D


A poniżej wykonanie Supertramp (video jakieś randomowe ale muzyka się zgadza) 


Kolejny dość ciekawy przypadek na jaki można natrafić przy słuchaniu Scootera to utwór 4 AM. Wsłuchując się w tekst, wprawny wyjadacz zauważy, że jest to cover Beverley Craven
o tytule Promise me.


I teraz oryginał :)


I ostatni trop na dzisiaj :) Od razu mówię, że chyba najbardziej mnie zaskoczył. Oczywiście w pozytywnym sensie. Utwór Stuck on Replay, który ma świetny teledysk, głównie ze względu na charakterystyczny taniec (bodajże jumpstyle, ale niech ktoś mnie poprawi jak źle napisałem).
I tutaj mamy do czynienia z małym zapożyczeniem innego utworu. A jest to ..... Stuck on You Lionela Richie. 



I ponownie oryginał :)

niedziela, 6 grudnia 2015

Która wersja to oryginał, a która to kopia ? Muzyczny Wyjadacz na tropie

Witajcie !

Temat wpadł mi dosłownie przed chwilą. Często oglądam pewien kanał na YT w którym to prowadzący otrzymuje zgłoszenia swoich widzów, albo samemu przeprowadza własne "śledztwo". Ale w jakiej sprawie ? Ano właśnie w wyszukiwaniu który utwór był pierwszy, a które utwory z niego czerpały sample, bądź są coverami.

Dzisiaj przypadkowo trafiłem na takowy kawałek. Otóż jest to znany i lubiany wśród wielu osób Love is all around. Jeśli jeszcze nie kojarzycie, dodam, że występuje on na początku filmu
Cztery wesela i pogrzeb z Hugh Grantem w roli głównej. W pierwszych scenach widać studio nagrań i pewnego jegomościa który próbuje właśnie ten utwór jak najlepiej zaśpiewać :) Wersja z filmu została nagrana przez szkocki zespół o wdzięcznej nazwie Wet Wet Wet w 1994 roku.


A teraz przejdźmy do rzeczy. Tak znana nam wersja tego utworu wcale nie jest oryginałem, chociaz zyskała o wiele większą sławę niż jego pierwowzór. Tak kochani - Wet Wet Wet nagrali cover utworu o tej samej nazwie, tyle że wydanego pod szyldem brytyjskiego The Troggs w 1968 roku. Słuchając tego wykonania od razu można stwierdzić, dlaczego cover odbił się większym echem :) Sami posłuchajcie i oceńcie


sobota, 5 grudnia 2015

Każdy chce rządzić światem, czyli co nieco o Tears for Fears

Witajcie !

Od razu tłumaczę się z małej frekwencji w tym tygodniu. Musiałem przestawić nieco stery na zaliczenia na studiach i takim sposobem nie miałem ani weny ani czasu żeby cuś dla was sklecić. Ale spokojnie, na pewno nie jest to brak zapału jak w poprzednich latach mojego działania :)

Jak wiadomo, muzyczny wyjadacz powinien gustować w różnych gatunkach. Ale co, jeśli nie jest  w stanie dokonać nowych odkryć muzycznych ? W moim przypadku wracam do rzeczy fundamentalnych, czyli tych od których rozpocząłem moją pasję muzyczną. Głównie rozchodzi się o lata 80. i 90.

Zespół Tears for Fears, bo właśnie o nich chciałem dzisiaj napisać, znany jest przede wszystkim z utwory Shout. Charakterystycznych dźwięków rytmicznie uderzającego noża bądź innego narzędzia w szklankę jest nie do podrobienia. Stał się wręcz znakiem rozpoznawalnym zespołu.


Jeśli chodzi o stronę muzyczną, na uwagę zasługuje współgranie muzyki i wokalu. Obydwaj muzycy dysponują dość subtelnym i cienkim głosem, który jednak jest w stanie wykrzesić z siebie wysokie tony i udowodnić tezę "mały, ale wariat". Do tego elektroniczno - popowa mieszanka z elementami soczystego basu tworzy duet idealny.

Zgłębiając się dalej w ich twórczość, natrafiamy na Everybody wants to rule the world. Wymieniłem go nie tyko ze względu na świetną muzykę, ale również dobrze wyreżyserowany teledysk. Przez cały czas widz skupia się na wyścigu samochodów, motorów i samolotów w scenerii pustkowii i stepów przeplatanych wykonem zespołu. Do tego tekst prawiący o chęci dążenia do wygranej, do panowania nad resztą stwarza łączy wszystkie elementy w jedną całość



I ostatni kawałek zespołu, który urzekł mnie również swoim teledyskiem. Prawdopodobnie przez to, że trenuję boks :) Jest to Woman in chains. Patrząc się na tekst utworu widać ewidentnie grubą rozkminę miłosną. Ona jest uwięziona w łańcuchach, on jest z kamienia i jedno drugiego nie potrafi uwolnić. Coś mi tu śmierdzi statusem na facebooku o nazwie "To skomplikowane" :)




poniedziałek, 30 listopada 2015

Miles ahead, czyli mila za milą świetnego jazzu

Witajcie !

Ostatnimi czasy interesowało mnie, jak zadbać o płyty winylowe. Wiadomo, byle kurzyk czy jakieś inne paskudztwo może spowodować trzaski, bądź inne niemiłe niespodzianki w trakcie odsłuchu. Kto by pomyślał, że dobrym środkiem do czyszczenia może być klej do drewna ? A jednak ! W jednym filmie na YT był odsłuch płyty przed czyczeniem ... no i właśnie urzekła mnie melodia wydobywająca się z tych mikroskopijnych ścieżek czarnej płyty. Krótkie zapytanie o utwór i szybka reakcja jednego z użytkowników - to jest Miles Away od Milesa Davisa. Po moich poszukiwaniach okazało się że chodzi o album Miles Ahead ale wykonawca oczywiście ten sam.

Nie mogłem sobie odmówić przyjemności odsłuchu tak świetnego albumu. A dlaczego świetnego ? Ponieważ Miles Davis jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych wykonawców jazzowych, jest wręcz ikoną jazzu. Ale do rzeczy. W czym tkwi jego fenomen ? Z mojego punktu widzenia świetne połączenie jego gry na trąbce, które jest subtelne, powolne, a zarazem dynamiczne. Przypadek ? Nie sądzę :)

Słuchając Miles Ahead  mamy do czynienia w większości z powolnym tempem, które w najmniej oczekiwanym momencie przeplecione jest szybkim, żwawym i energicznym graniem zespołu. Kolejna rzecz to właśnie zespół towarzyszący Davisovi, począwszy od trąbek, poprzez saxy, fortepian czy subtelną perkusję dla zachowania rytmu, idealnie współgrają i wchodzą w idealnych momentach utworów. Tak jakby sam Bóg nimi dyrygował. Powolne tempo w ogólne nie przeszkadza w odsłuchu. Wręcz przeciwnie, buduje świetną atmosferę, tak bardzo rozpoznawalną dla lat 20. i 30. XX wieku, kiedy to mnóstwo osób przesiadywało nocami w klubach i słuchało jam session, aby osiągnąć stan pozytywnej energii na cały następny dzień. I oczywiście nie da się przy czymś takim zasnąć, a to głównie zasługa tej przeplatanki rytmów o której wspominałem wyżej.

Podsumowując, wg mnie jest to sztandarowy album dla miłośników jazzu, ale nie tylko. Każdy może coś w nim indywidualnie odnaleźć. Może to być czar improwizacji, świetna gra na trąbce, pozytywna energia płynąca z utworów itd. Może również, tak po prostu, stać się dla kogoś inspiracją (niekoniecznie muzyczną). Dla miłośników winyli - w 2012 bodajże wpadła zremasterowana wersja albumu za ok 80 zł i wg mnie nie jest to spory wydatek w porównaniu do innych wydawnictw :)

Spokojnego wieczoru tonąc w milach świetnego Jazzu :D !


Nie udało mi się wstawić playlisty, ale na YT takowa widnieje pod tym adresem :) Enjoy !
https://www.youtube.com/watch?v=1-dwgbNTr5o&index=1&list=PLdhGk7gKuZxbh1Acx15sJPw0qK8GryBUd

Poniedziałkowa rozkmina muzyczna #2

Witajcie ponownie !

Ten weekend zdecydowanie upłynął mi pod znakiem słodkiego lenistwa i robienia wszystkiego oprócz rzeczy związanych z uczelnią. Przy okazji odpoczynku odświeżyłem parę spraw tematyką nawiązujących do muzyki i nimi oczywiście chciałbym się z wami podzielić w poniedziałkowym cyklu :)

Jak wiadomo ( a może nie wiadomo), płyty winylowe zaczęły wracać do łask. Największe tłocznie mają problem z materiałem, bo jest ogromne zapotrzebowanie, a mało materiału na nowe płyty. Stąd też próbują skupować jak najwięcej i niepotrzebnych zużytych płyt aby dogonić łaknący popyt potencjalnych klientów. Postanowiłem nieco odświeżyć swoją skromną kolekcję płyt. Znalazłem tam różne albumy, począwszy od czeskich kompozytorów muzyki klasycznej, a skończywszy na Czesławie Niemenie. Ale stwierdziłem, że czas wybrać się na zakupy w poszukiwaniu innych albumów, którymi mógłbym się rozkoszować w domowym zaciszu :) Kiedy mi się uda coś dobrego złapać, na pewno wam o tym napiszę.



Teraz, kiedy piszę tą rozkminkę, powinienem się uczyć na zaliczenie. Ale jakoś tak mi się dzisiaj nic nie chce :) Poniedziałek zawsze powoduje, że wszystkiego się odechciewa i najlepiej być w posiadaniu teleportu do wtorku :). Na poprawę humoru trafiłem na świetny album Deana Martina, w którym znajdują się dość znane włoskie piosenki w jego wykonaniu. Zważywszy, że Martin jest Włochem, utwory te brzmią tak świetnie, że nawet zła pogoda na dworze nie jest w stanie zniszczyć nam dobrego nastroju. Miłego poniedziałku !


środa, 25 listopada 2015

Nie ma rzeczy niemożliwych, czyli co słuchać przy robieniu projektów

Witajcie ponownie !

Niestety, czasami ciężko jest ostatnimi czasy odnaleźć choćby i te pół godziny na napisanie Wam, drodzy czytelnicy, kilku słów do poczytania. Tym razem takim głównym powodem były zawirowania na uczelni, a dokładniej kończenie i oddawanie projektów. Taki to już żywot niedoszłego inżyniera budownictwa. Ale tak nawiązując do projektów chciałbym wam nieco przybliżyć swoją własną listę przebojów umilającą udręki projektowania i wyliczeń.

W takim razie zaczynamy !

Okazało się, że przedostatni rok inżynierki okazał się najcięższym i najbardziej upierdliwym ze wszystkich. Głównie było to spowodowane mnóstwem dużych projektów za czym idzie masy godzin spędzonych przy biurku , pisząc ręcznie multum wyliczeń i robiąc rysunki. Nie da się tego zdzierżyć bez pewnych wspomagaczy, czyli w moim przypadku dobrej, nakręcającej do działania muzyki :)
Najlepszym hitem w mojej opinii był album Pawła Kukiza i Jana Borysewicza o nazwie Borysewicz&Kukiz (albo na odwrót, nie pamiętam :P)


Oczywiście przy projektach sprzyjały mi jak zwykle przyjemne dla ucha hity lat 80. i 90. , te mniej skoczne i te bardziej spokojne. Nastąpiło też pomieszanie z poplątaniem jazzu i klasyki. Ogólnie rzecz biorąc miszmasz wyjadaczowy, jak zwykle zależny od humoru i nastawienia do pracy.

Teraz jestem na czwartym roku. Zdecydowanie mamy teraz pełny luzik. Wszystkie projekty już dawno oddane, jedynie oczekujemy na ogarnięcie zaliczeń z wykładów i takich tam. Jeśli chodzi o aspekt muzyczny to przerzuciłem się bardziej na słuchanie rapu. Spośród całego gąszczu bitów i tekstów najbardziej utkwił mi jeden utwór. Mianowicie, jest to Możliwość od Tego Typa Mesa. Wiadomo, rapuje on na temat tego, że nie ma możliwości, aby jakaś napalona studentka doczekała się jego przyjścia na randkę, a dalej to już wiadomo co :) Ja ten refren nieco podłapałem pod robienie projektów i stworzyło to ciekawe połączenie:

Nie ma możliwości, żeby była lipa, 
nie ma możliwości żeby była chała, 
nie ma możliwości żeby stał się przypał ...


A kiedy już wszystko zawodzi i wydaje się, że jednak ta lipa bądź chała nastąpiła, to nie należy się poddawać, powstać i z powrotem podjąć walkę. Pozdro dla Ricka Astleya :)


poniedziałek, 23 listopada 2015

Poniedziałkowa Rozkmina Muzyczna

Witajcie !

Weekend już za nami. Niektórzy dawno wstali i walczą w pracy, niektórzy dopiero wstają lewą nogą i z wielką niedołężnością w połączeniu z bólem głowy poszukują wodopoju :). Taki już nasz żywot. Dzisiaj miałem nieco inne plany na posta, ale nastąpiła taka rotacja, że teraz odnalazłem kilka minut wolnego czasu. I chciałbym w telegraficznym skrócie napisać małą rozkminkę na podstawie tego,
 co się wydarzyło u mnie wczoraj i dzisiaj.

Dzisiaj czeka mnie zaliczenie z prawa budowlanego. O tak, wiem co myślicie - krzyżyk na drogę :). Wczoraj wojowałem z nim do ok. 2 w nocy a w tle jeszcze była impreza kochanych sąsiadek. I tutaj pierwszy kawałek, który mi najbardziej utkwił. Na pewno go kojarzycie, bo chyba z dobre 10 lat temu był niepodważalnym hitem disco :)


Następnie próbowałem jakoś w tym całym gwarze zasnąć. Było to nie lada wyzwanie godne Muzycznego Wyjadacza. Na pierwszy rzut poleciał album Division Bell. Niestety był za bardzo monotonny jak na tą porę dnia. To samo okazało się z Momentary Lapse of Reason. Aż w końcu niemożliwe stało się możliwe. Kawałki w Final Cut w wykonaniu Watersa pozwoliły mi zasnąć.


Pierwszy rzut na fejsa po przebudzeniu - w Berlinie spadł pierwszy śnieg !! O ja cie ! Już myślałem, że może wysadzili Bundestag... Ale wracając do śniegu: Moje pierwsze skojarzenie muzyczne od razu padło na Chrisa Rea I'm Driving Home to Christmas.  Zdaję sobie sprawę, że niektórzy już szybciej ode mnie słuchali chociażby Last Christmas, ale mimo tego chyba za szybko na takie skojarzenia :)


I takim sposobem dotarliśmy do końca rozkminki. Mam nadzieję, że taka forma jest przystępna dla waszych oczu i uszu. Jeśli nie, zapraszam do komentowania - zobaczymy co da się zrobić :)

MW

piątek, 20 listopada 2015

W poszukiwaniu czilllautu, czyli Wyjadaczowy Przewodnik Weekendowy

Witajcie ponownie !

Weekend zaczął się na dobre i jak wiadomo, przyszedł czas na mały odpoczynek po całej, pięciodniowej harówce. Długo myślałem sobie, co by tu dla Was napisać i w końcu wykminiłem ciekawy pomysł. Przez cały tydzień panowały na moim blogu różne style muzyczne i nie mam zamiaru wprowadzać jakichkolwiek ograniczeń pod tym wzgledem. Ale chciałbym zaproponować wam kilka piosenek, przy których będzie można się śmiało zrelaksować czy po prostu odpocząć od całotygodniowego miszmaszu. A więc zaczynamy :) !

  1. Miles Davis - Aaron's song 
Miles Davis jest jednym z moich ulubionych wykonawców jazzowych. A to przede wszystkim dlatego, że w jego kompozycjach występuje nieodłączny element w postaci gry na trąbce - tak bardzo lubiany przeze mnie i powodujący ciary (wyznacznik świetnej muzyki !). Bardzo mi się podoba w tej piosence powolny rytm gry wszystkich instrumentów, które swoim brzmieniem wprowadzają pewną tajemniczość. Puszczając wodze wyobraźni nagle znajdujemy się w jakiejś przytulnej knajpce rozkoszując się wieczorną sesją jazzową :)

Niestety na YT znalazłem cały album Joe Passa, i wspomniany kawałek jest na drugim miejscu :)
 

       2.Gene Ammons - Papa was a rolling stone

Jeżeli chodzi o tego wykonawcę, jest to moje dość świeże odkrycie. Zawsze doceniam dobrodziejstwa Yotutube, szczególnie gdy nakierowuje mnie na tak fantastyczne kawałki. Tym razem mamy do czynienia z instrumentalem, a dokładniej wariacją saksofonową na temat soulowej piosenki w oryginale nagranej przez zespół The Temptations, której wykonanie również zamieszczę choćby dla porównania. Zarówno Ammons jak i The Tempations nagrywali pod szyldem słynnej wytwórni Motown Records. Wspomagała ona przede wszystkim czarnoskóych wykonawców, którym ciężko było się wybić na ówczesnym rynku muzycznym. I wg mnie właśnie ta piosenka jako jedna z wielu, która wyszła spod ich skrzydła, jest warta posłuchania. Gdy ją słucham dopada mnie wszechobecny spokój. Ta synteza saxu i perki jes idealna.

Wersja zespołu The Temptations

Wersja Gene Ammonsa

          3.  Mark Knopfler - Sailing to Philadelphia

W przypadku Marka Knoplfera jest mnóstwo piosenek, które są bardzo spokojne, nastrojowe i ogólnie wprowadzające w świetny nastrój. Zaliczają się do tego rówież jego kompozycje nagrane jako ścieżki dźwiękowe do szerokiej gamy filmów jak np. Local Hero. Skoro tak, to dlaczego wybór padł akurat na ten kawałek ? Proste - trafiłem na niego akurat w swojej skromnej biblioteczce płyt :) Jest to piosenka z jego drugiego albumu solowego o tej samej nazwie. Bardzo mi się podoba ta kompozycja, ponieważ pokazuje kunszt tak wielkiego artysty i gitarzysty zarazem, jakim jest właśnie Knopfler. W dodatku udowadnia, że w duecie z Jamesem Taylorem brzmi jeszcze lepiej niż samemu :)

                        
Po trzech propozycjach odczuwam mały niedosyt. Zdaję sobie sprawę, że podziubdziałem jedynie małym paluszkiem w morzu kawałków nadających się na chillout. Ale z drugiej strony nie chciałbym się w tym morzu utopić, a jedynie swobodnie dryfować i się delektować. I tego wam również życzę :) Miłego weekendu !
             





czwartek, 19 listopada 2015

Pesel ? Niech Pan słucha trójkąta, czyli Taco Hemingway w rzeczy samej !

Witajcie ponownie !

Po małej namowie koleżanki ( pozdrówki dla Pati ! ) i nie tylko :) postanowiłem dzisiaj odbić nieco w kierunku całkowicie innego gatunku muzycznego. Mianowicie jest to hip-hop i rap. Jedni uważają, że nie można mówić o tych gatunkach w kategorii muzyki, że przecież tam nie ma śpiewania i takie tam dyrdymałki. A ja mówię jak jest :) Jeśli jest świetny bit, albo dobry przekaz to ciężko jest przejść obojętnie wobec danego kawałka. Jeśli chodzi o polską scenę hip-hopową/rapową największe propsy ma u mnie Ten Typ Mes, Kuba Knap, ale również Taco Hemingway. I to właśnie o nim kilka słówek napiszę :)

Jak poznałem tego wykonawcę ?

No cóż :) ciężko jest mi powiedzieć w jakich okolicznościach do tego doszło. W każdym bądź razie przyczynił się do tego w dużym procencie YT. Po którejś z proponowanych piosenek akurat trafiło właśnie na Filipa Szcześniaka, bo tak właśnie się ów jegomość nazywa :) Z początku nie byłem przekonany do jego twórczości, chociażby na specyficzne teksty, ale jak to klasyk powiada: Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć bądź apetyt rośnie w miarę jedzenia

Za co najbardziej lubię tego wykonawcę ?

Otóż, gdybym miał tylko jedną rzecz do wyboru, to zdecydowanie postawiłbym na świetne bity, które wychodzą spod rąk (jak to mówił sam Taco na koncercie) gościa od muzyki, czyli Rumaka :D (ciekawe pseudo). Ale tak poza tym, oczywiście po dłuższym czasie, spodobały mi się bardzo jego teksty. A dokładniej świetne dostosowanie treści do ewentualnych materiałów składających się na dany kawałek, np. nagrania archiwalne na temat miasta Warszawy w albumie Trójkąt warszawski .

Który album najbardziej ci się widzi ?

Powiedziałbym, że właśnie Trójkąt warszawski, ale wyszedłbym nieco na ignoranta. Dlaczego ? A no dlatego, że ciężko jest o trafienie na taki album, gdzie każdy utwór wpada w ucho. Ze wspomnianego albumu najbardziej mi się widzi Wszystko jedno i 900729. Z innych albumów podoba mi się bardzo utwór Białkoholicy. Może z sympatii do nawiązanego tam tematu ? Hmm ciężko stwierdzić :)

Taco Hemingway jest nurtem tzw. młodej krwi na polskiej scenie rapowej. Jego teksty nie zawsze są logiczne i jasne, ale za każdym razem jest wyczuwalny świetny flow synchronizujący z niezłym bitem. Jego kariera tak niedawno się zaczęła na dobre rozkręcać, a już skleca tak dobre kawałki.
Oby tak dalej Taco i Rumak !


środa, 18 listopada 2015

Polskie chwalicie, a czy czeskie znacie :) ?

Witajcie po małej przerwie !

Czasami kiedy brakuje mi weny, wstawiam dobre kawałki na fanpage'u na facebooku o nazwie Muzyczni Ignoranci. Także gorąco zapraszam wszystkich zainteresowanych na dobrą, prawie codzienną porcję muzyki :)

Przejdźmy do tematu. Co mnie tak nagle wzięło na Czechów ? Nieee, nie dlatego że nasz reprezentacja wygrała wczoraj mecz, za co składam oczywiście gratulacje. W tym wypadku chodzi o to, że mieszkam dość blisko granicy polsko-czeskiej i słuchając radia, o wiele częściej trafiam na czeskie, a nie polskie stacje. Tak to już bywa, argument mocy (nadawania) wygrywa.

Najczęściej lubię słuchać radia przy sobotnim sprzątaniu. Tak jakoś mi weszło w krew, że po cichu to nie ma roboty :) I takim sposobem, w ostatnią sobotę trafiłem na kilka ciekawych piosenek. Jedna z nich należała do czeskiego zespołu CHINASKI i miała dość niewinną nazwę : Vino. Fajny utwór prawiący na temat podróży pewną (chyba) dość znaną drogą ekspresową po Czechach. Wokalista skupia się na jednym regionie - Morawach i twierdzi, że mają tam najlepsze kobiety i wino. Teledysk jest świetnie zrobiony. Wg mnie nadawałby się do propagowania turystyki w tamtych zakątkach.


Po dłuższym buszowaniu na YT dotarłem też do innej piosenki tego zespołu o tytule Kazdy rano.     W tym wypadku wokalista skupia się w tekście na miłości swojego życia. A przynajmniej takiej która była dawno temu. W każdej zwrotce przypomina sobie jak poznał swoją ukochaną i jak spędzał z nią piękne chwile. Piosenkę przeplata wspaniale zrobiony teledysk odzwierciedlający tekst piosenki w 100 procentach. Niestety jak pisałem, są to tylko wspomnienia, ponieważ ukochana go rzuciła z pewnych (słabo znanych) powodów. I tutaj teledysk znów pokazuje nam scenę gdy wokalista puszcza swoją lubą na pasach, ponieważ biegnie do innego mena, aby wziąć z nim ślub. No cóż, takie życie :)




 Bardzo doceniam czeską muzykę , chociażby ze względu na to że ich język jest na tyle specyficzny, że ciężko jest ułożyć pod niego w miarę rymowany tekst i rytmiczny kawałek. A tu na przykłądzie
 Chinaski widać, że pomimo tych niedogodności da się to zrobić w pięknym stylu :)

P.S. Jeśli będziecie chcieli, to podejmę się tłumaczenia tekstów obydwu zamieszczonych dzisiaj utworów :)










poniedziałek, 16 listopada 2015

Traveling Wilbury's, czyli kwartet idealny

Witajcie ponownie !

Nie ukrywam, miałem dzisiaj gruubą rozkminę o czym by tu wam napisać. Wpadło mi parę tematów do głowy, ale którego bym się nie podjął, to byłby pisany nieco z przymusu. A ja wole ogarnąć coś w miarę krótkiego i na lajcie :)

Chciałem dzisiaj napisać co nieco na temat Traveling Wilbury's :)

Skąd dowiedziałem się na temat tego zespołu ?

W tym wypadku od mojego wujka, który od zawsze lubi słuchać różnorakich gatunków muzyki i jest dla mnie bezcenną skarbnicą wiedzy muzycznej :) Raz opowiedział mi o genezie zespołu, że George Harrison (tak , ten z Beatlesów !) zaprosił swoich kumpli do domu i spontanicznie podjęli decyzję o nagraniu wspólnej płyty. Reszta ekipy, czyli Tom Petty, Roy Orbison i Jeff Lynne ze względu na sympatię do Harrisona pozytywnie zareagowali na pomysł i tak powstał pierwszy album Traveling Wilbury's, pociągając za sobą lawinę świetnej muzyki.

Co najbardziej lubię w tym zespole ?

Zdecydowanie tą "syntezę" 4 świetnych gitarzystów, którzy łącząc wspólnie siły odwalili świetny kawał muzyki. Dużo utworów jest w przewadze gatunku country, ale zawsze w połączeniu ze świetną techniczną grą gitary i wokalem. Teksty też są niczego sobie. Często słuchając ich kawałków odczuwam pełny chillout.

Na co warto zwrócić uwagę ?

A chociażby na to, jak mało potrzeba uczynić, aby dokonać wiele :) Brzmi jak zdanie rzeka, ale tutaj zważywszy na ich historię świetnie to widać :) Warto też spojrzeć na dorobek każdego muzyka z osobna, aby następnie wsłuchać się ponownie w Traveling Wilbury's i zauważyć, że każdy kawałek ma pewną cząstkę któregoś członka ów kwartetu. Polecam ten zespół szczególnie początkującym gitarzystom. Znajdziecie tutaj sporo prostych do zagrania i przede wszystkim technicznych kawałków. A jak wiadomo praktyka czyni mistrza :)




niedziela, 15 listopada 2015

Włoskie chłopaki mają to coś, czyli czar muzyki Sinatry i Martina

Witajcie ponownie !

Klasycznie napiszę, że pogoda nas wyjątkowo dzisiaj nie rozpieszcza. Przynajmniej tuta, gdzie mieszkam :) Podobno przeglądanie fejsa nie jest produktywne, do czasu gdy trafisz na świetny utwór lub jakiś artykuł, który cię ujmie swoim tematem. Tym razem trafiłem na to pierwsze.

I jakim zaskoczeniem była udostępniona przez mojego kolegę ( jeszcze raz dzięki Patryk !) piosenka Deana Martina o dość nietypowym tytule, bo "Ain't That A Kick In The Head". Najpierw pomyślałem sobie - ooo świetnie lata 40te ! A następnie - o cholera, niemożliwe, że to nie śpiewa Sinatra. A jednak !

W ten sposób doszedłem do takiego wniosku, że tak wiele rzeczy wspólnych znalazłem między Sinatrą i Martinem. Aż ciężko uwierzyć, że nie są rodzeństwem, bo ktoś niewtajemniczony z pewnością mógłby tak rzec. Mają tak złudnie podobne wokale, że trudno jest wypatrzyć różnicę. Niepowtarzalny, zerofałszowy głos.

Lata 30. i 40. to dla Ameryki nie tylko okres prohibicji. Był to równiej okres napływu sporej ilości imigrantów, za czym idzie wielokuturowości. Z jednej strony Włosi , ze swoimi mafioso, z drugiej Chińczycy ze swoimi Chinatown.Trochę ciemnych charakterów chcących zbić grube dolary i więcej tych, którzy za chlebem dotarli aż za ocean. Sinatra i Martin  jako biedni Włosi w szybkim tempie wybili się ponad margines, wywołując furorę dzięki swojemu talentowi wokalnemu i aktorskiemu. Do tego zyskali uznanie rzeszy Amerykanów, który piali wręcz z zachwytu za każdym razem słysząc ich świetne songi.

Ooo tak ! Włoskie chopaki mają to coś !

piątek, 13 listopada 2015

Zasadność stosowania playbacka

Witajcie ponownie !
Tak jak mówiłem, postanowiłem zamieszczać nowe posty gdy wpadnie mi jakiś ciekawy temat :)
I takowy dzisiaj się trafił pod samiutki koniec dnia. Po dłuuugim przeglądaniu YouTube'a w poszukiwaniu dobrej muzyki i nie tylko, trafiłem na zapis z koncertu gwiazdy, której czasy świetności przypadały na lata 80.

Otóż jest to Sandra. Starsi (ale młodsi na pewno też) czytelnicy na pewno znają takie hity jak "Everlasting love " czy "Maria Magdalena". Ale przejdźmy do meritum. Mały wgląd do cioci wikipedii wskazuje że nasza gwiazda urodziła się w 1962 roku. Nagranie jest z 2013, więc miała wtedy 51 latek. Mało to czy dużo ? Noo na pewno wygląd już nie był taki jak ten przypadający na czasy świetności :)

Nie mniej jednak tyczy się też to głosu. Postępujący wiek powoduje, że wokal ulega drastycznej zmianie. I wtedy zaczyna się  stosowanie wspomaganie w postaci playbacka, na które ewidentnie w tym  wideo trafiłem. No bo jak można mieć tak dziewiczy głos mając już ponad 50 wiosen za sobą ? Szybki odsłuch na spotify zmył ze mnie resztki wątpliwości - puścili nagranie albumowe. I jeszcze jedna rzecz - między piosenkami Sandra dziękuje wymownie po Rosyjsku i tu już tylko głupiec miałby jakieś wątpliwości co do braku zastosowania wspomagaczy.

Do czego zmierzam ? Otóż do tego czy zawsze musi być tak, że gwiazdy pomimo starzejącego wyglądu i głosu muszą strasznie to tuszować, żeby przypodobać się rzeszy swoich wiernych fanów ? Uważam, że częściej wygrywa tutaj kult swego rodzaju idealizmu oraz idąca za nim żądza pieniądza. A wcale tak być nie musi. Midge Ure powrócił z Ultravox po bardzo długiej przerwie w działalności artystycznej. Zdecydowanie zmienił mu się wokal i w ogóle się z tym nie czai. W trakcie koncertów gdy następują wysokie partie wokalne, Midge wspomaga się elektroniką i każdy jest zadowolony i nie ma żadnej opcji na gwizdy i hejty.

Takich przykładów jest mnóstwo, jednak każdy ma inne zdanie na ten temat. I takim akcentem życzę wszystkim miłej nocy !

Na koniec nagranie o którym wspominałem w poście :)

czwartek, 12 listopada 2015

Co lepsze - cover czy oryginał ?

Witam nieliczne grono czytelników !
Ostatnimi czasy stwierdziłem, że chyba warto znowu, chociaż po trochu, zamieszczać tutaj drobne wpisy. Często jest tak, że w najmniej oczekiwanym momencie najdzie mnie jakiś ciekawy temat
i fajnie byłoby go tu uwiecznić :)

No i właśnie ! Dzisiejszy temat jest sprawą dość dyskusyjną. No bo jak można porównywać oryginał do jego kopii ? Ale z drugiej strony przecież nie wchodzimy dwa razy do tej samej rzeki. Dużo osób ze względu na sympatię do swoich idoli muzycznych próbuje w jak najlepszy sposób odwzorować ich hity. I moim zdaniem ilość energii i serca włożonego w takie przedsięwzięcia zasługuje na wielki szacun. Pal licho, że czasem zdarzy się drobny fałsz bądź wpadnie zła nuta, liczy się całokształt :) .

Wiadomo, że każdy ma swojego faworyta pod względem wykonania coverów. I także ja mam takowych i chciałbym przytoczyć kilku youtuberów (i nie tylko) parających się tematem :)

Ze względu na sporą sympatię do zespołu Pink Floyd, a zwłaszcza Davida Gilmoura chciałbym wspomnieć o kanale na YT o nazwie gilmourish riis. Głównym zamierzeniem tego kanału jest wierne odwzorowanie elektroniki użytej w nagraniach Pink Floyd. A uwierzcie mi David Gilmour był wręcz maniakiem efektów gitarowych. Przy każdej prezentacji sprzętu mamy jego próbkę możliwości i wtedy zaczyna się magia ! Zresztą sami spójrzcie


A teraz kolej na drugi, całkiem inny przykład :). Tym razem nie mamy do czynienia z youtuberem, a z zawodowcem w swoim temacie. John Mayer, wschodząca gwiazda rocka postanowił wykonać cover gwiazdy przez duże G - Toma Petty o tytule "Free fallin'". W moim odczuciu Mayer ma świetny wokal i świetnie gra na gitarze. Pomimo odbiegającej barwy głosu świetnie sobie poradził z tym kawałkiem. Ale ostateczną ocenę pozostawiam wam :)