poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Oczekiwania słuchaczy, a wizja artysty - dwa różne światy czy drobne nieporozumienie ?

Witam wszystkich ! Tym razem przyszło mi do głowy, aby poruszyć dość znany wielu osobom temat. Ile razy zdarza wam się właśnie, że błędnie interpretujecie niektóre piosenki, szufladkujecie je jako fajne, podczas gdy one prawią o smutku i rozpaczy ? Jedni powiedzą, że mało kto skupia się w takim wypadku nad tekstem albo wręcz przeciwnie - muzyka nie wydaje się być nastrojona molowo. Dzisiaj na przykładzie kilku mniej lub bardziej znanych utworów spróbuję subiektywnie ukazać co jest przyczyną problemu z tematu.

The Police - Every Breath You Take
Jak dla mnie wzorcowy przykład sytuacyjny. Dla niewtajemniczonych spieszę z pomocą. Otóż dużo słuchaczy w tym fanów The Police błędnie interpretowało powyższą piosenkę jako piękne love story. Do akcji wkroczył sam Sting i stwierdził że w jego zamiarze ta piosenka miała traktować o desperacie który po stracie dziewczyny próbuje do niej za wszelką cenę wrócić, inwigilując i prześladując ją na każdym kroku. Faktycznie, tekst na takową historię wygląda. Nie mniej jednak ten singiel przesiąkł za mocno wcześniejszą interpretacją i słuchacze mimo "delikatnej" sugestii Stinga nadal rozumują własnym tokiem myślenia.


Toto - Won't hold you back
Tym razem to jedynie moje spostrzeżenie :). Tytuł sam świadczy o tym, że mamy tutaj do czynienia ponownie z próbami odbudowania straconego uczucia i tak dalej. Pomimo tej świadomości, piosenka ta bardzo mi się podoba i zdecydowanie kojarzy mi się dość pozytywnie. Powiecie - pewnie zwariowałem, ale wsłuchajcie się dobrze w melodię. Toto jako zespół zrzeszał zawsze najlepszych muzyków sesyjnych - stąd takie wspaniałe dzieło jak Africa czy Hold The Line przetrwało do dziś dzień . A Won't Hold You Back wcale im nie ustępuje - początkowo spokojna partia fortepianowa, następnie solówka gitary elektrycznej na przemian z orkiestrowym graniem robią nam masakrę z uszu. A tekst ? No cóż, mógłby być bardziej pozytywny :D.


Sting - Practical Arrangement
Najnowszy singiel Stinga faktycznie jest zaaranżowany w dość melancholijnych klimatach i prawi o tym samym, co wcześniej opisane piosenki. Ale mnie najbardziej zaskoczył fakt, że Sting, pomijając oczywiście Englishman In New York,z reguły nie lubował w jazzie. Otóż to - jazz jest tu słowem kluczowym. Mimo molowego utworu, zacząłem się dopatrywać tutaj wielkich improwizacji jazzowych, których nie powstydziłby się jakikolwiek współczesny jazz quintet bądź quartett. Nigdy nie jestem obojętny na jazz :) i może dlatego ta piosenka wydała mi się wspaniała :D Sam już nie wiem ...


Wydawało mi się, że będę w stanie wynaleźć więcej takich przykładów, ale nagle przychodzą mi jedynie do głowy piosenki bez jakichkolwiek zarzutów. Powyższe przykłady mogą sugerować, że człowiek musiałby naprawdę konkretnie się wsłuchać w te piosenki, aby mógł chociaż trochę poczuć naturę problemu. Jeśli znacie inne tego typu przykłady, bardzo bym chciał je poznać i stwierdzić, czy ja jedynie mam ostatnimi czasy za dużo nieporozumień z koncepcjami artystów :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Richard Wright - Wet dream

  Witam wszystkich po kolejnej przerwie :). Album o którym chciałbym dzisiaj pisać wybrałem nieprzypadkowo. Bodajże 2 miesiące temu sprezentowałem sobie kolejne wydawnictwo kompleksowo opisujące perypetie zespołu Pink Floyd. Zostało ono zatytułowane Prędzej świnie zaczną latać i napisane przez dobrze znanego dziennikarza muzycznego Marka Blake'a ( ma w swoim dorobku liczne wywiady z najsłynniejszymi gwiazdami rocka i nie tylko). Całą książkę można określić mianem wręcz idealnego kompendium na temat ów legendarnego zespołu, jakim jest właśnie Pink Floyd - począwszy od pierwszego
składu z Sydem Barretem, a skończywszy na rozłamie grupy. Co najciekawsze, Mark Blake opisuje w swojej książce również dorobek solowy każdego z członków grupy, co bardzo mnie zainteresowało. Sam osobiście mam prawdopodobnie wszystkie albumy Davida Gilmoura, ale jeśli chodzi o Rogera Watersa, nie jestem przekonany do jego wizji muzyki.



Jednakże tym razem postanowiłem zgłębić się w dorobek solowy Richarda Wrighta - klawiszowca Floydów. Jego albumy nigdy nie przetrwały zbyt długo na rynku muzycznym i nie zyskały wielkiej popularności. Po prostu Wright nie skupiał się na tym, żeby komponować pod jak największą publikę, tylko tworzył z potrzeby, można by powiedzieć samorealizacji. W swoich utworach pozostawił cząstkę siebie, bo niektóre utwory traktują na temat jego rozstania z żoną i wyczuwalne są też związane z tym emocje, jak również problemy w Pink Floyd (Wright w tym czasie został wyrzucony z zespołu, głownie na prośbę Watersa). W albumie Wet dreams Wright gra wspaniałe partie fortepianowe, a wprawni słuchacze dopatrzą się tam analogii z Floydowskim brzmieniem ( Wright skorzystał z porzuconych kiedyś pomysłów). Oprócz fortepianu usłyszymy dobrze komponujące się partie saksofony i gitary zarówno elektrycznej jak i akustycznej. Tak jak wcześniej mówiłem, warstwa tekstowa traktuje o problemach trapiących wtedy Wrighta, stąd ta melancholia przeplatana z nadzieją na lepszą przyszłość. Mimo tego że płyta nie okazała się wielkim bestsellerem, to jednak zyskała wartość w oczach zagorzałych fanów zespołu.  Osobiście, każda rzecz wiążąca się z Pink Floyd jest warta mojej uwagi i dobrym powodem do zgłębienia własnej wiedzy nt zespołu :).


niedziela, 14 lipca 2013

Teledyski spod ręki rysownika, czyli komiksowe love story i nie tylko :)

Witam wiernych czytelników mojego bloga :) Sesja już zdana, wczasy nad morzem zaliczone więc z powrotem można brać się za pisanie :). Niedawno przypomniało mi się jak za dzieciaka uwielbiałem oglądać komiksy (czytać w sumie też :D), szczególnie Tytus, Romek i Atomek, czy Asteriks i Obeliks. Ale po chwili zastanowienia przypomniało mi się, że przez kilka teledysków dość znanych piosenek opiera się na komiksowej koncepcji. i co najśmieszniejsze - większość z nich to historie miłosne :).

A-ha - Take On Me

Na pierwszy idzie bardzo popularny w latach 80. szwedzki zespół. W wyżej wymienionej piosence zastosowano ciekawe połączenie świata realnego i fikcyjnego. Na początku pokazany jest komiks przedstawiający rosłego młodzieńca biorącego młodzieńca walczącego o podium w zawodach motocyklowych. Następnie akcja schodzi do realu, gdzie piękna dziewczyna ogląda ten komiks popijając kaweczkę. Nagle z komiksu wychodzi ręka młodzieńca i zabiera dziewczynę do swojego świata. Następnie ich zaloty przerywają goniący z kluczem motocykliści, dziewczynie udaje się uciec z komiksu, a jej amant wbrew pozorom nie ginie, tylko się urealnia. Piękne love story :)


Alan Parsons Project - Don't Answer Me

W przypadku gdy A-ha stosowało przejścia między komiksem, a światem realnym, Alan Parsons postanowił zrobić swój teledysk całkowicie w realiach komiksu. Główny bohater, wyglądający nieco jak detektyw po całodniowym trudzie pracy idzie do baru na drinka. Wtedy widzi siedzącą koło niego piękną kobietę, Następuje miłość od pierwszego wejrzenia.... aż nagle wpada jej mąż (totalny potwór) i każe się detektywowi odwalić od niej. Tak więc postąpił i pojechał do innej knajpy. Los tak chciał, że znowu widzi dziewczynę i tym razem Nick (bo tak się nazywa ów detektyw)  postanawia spuścić łomot wcześniej wspomnianemu bydlakowi. Po ciężkiej walce Nick wymierza po swojemu sprawiedliwość i odjeżdża z dziewczyną, która w nim widzi swojego najukochańszego bohatera. Na końcu widzimy zespół śpiewający i grający refren piosenki :).


Ultravox - Love's Great Adventure

Teraz przenieśmy się do nurtu dobrze znanego z lat 80. - new romantic, gdzie przodowała dobra muzyka i teksty pełne amorów i wyznań miłosnych. Jednym z przedstawicieli tego ruchu jest właśnie angielski zespół Ultravox, który od niedawna został reaktywowany i przeżywa drugą młodość (Patrz: album Brilliant). Piosenka Love's Great Adventure, a raczej jej teledysk zaczyna się niepozornie: Midge Ure (wokalista zespołu) czeka w przyciemnionej uliczce na swoją ukochaną, czyta komiks i nagle puszcza wodze swojej wyobraźni.  Przenosi się do Afryki, gdzie jako podróżnik czyta w gazecie o zaginięciu pewnej kobiety i postanawia ją znaleźć. W trakcie poszukiwań trafia na wiele niebezpieczeństw ale w końcu osiąga cel i wtedy przenosimy się do rzeczywistości, gdzie Midge rozprawia się z kibolami w ów ciemnej uliczce. Urocze to wszystko,  nieprawdaż xD ?



Takim oto miłym akcentem kończę mój artykuł. Przyznaję, ciężko było mi znaleźć ponad 3 kawałki odpowiadające tematowi, więc wielka prośba do was czytelnicy: jeśli takowy znacie i nawiązuje do tych wyżej opisanych, a fajnie byłoby o nim wspomnieć, to piszcie śmiało w komentarzach na FB. :)

Pozdrawiam
Wasz Muzyczny Wyjadacz

piątek, 5 kwietnia 2013

Gdzie się podziały tamte kawałki ? Czyli do czego zmierza współczesna muzyka ?

Branża muzyczna jako jedna z największych na świecie z pewnością na brak funduszy nie narzeka. Ale inną kwestią jest to, w jakim kierunku zmierza i jak wpływają na to dzisiejsze trendy, czy gusta odbiorców. To one spowodowały, że muzyka schodzi zdecydowanie na przysłowiowe psy i nie ma w tym najmniejszej wątpliwości. Nastolatki wolą One Direction czy Justina Biebera zamiast całej rzeszy wokalistów popowych czy rockowych. Taki stan rzeczy spowodował, że utwory, które niedawno królowały jeszcze na listach przebojów wielu stacji radiowych przeszły niechybnie do lamusa. Przypomnijmy sobie jeszcze te wpadające w ucho melodie i wokale z lat ubiegłych, być może kiedyś znowu przyjdzie ich czas świetności ?

Mówiąc o utworach z lat ubiegłych, chodzi mi przede wszystkim o wykonawców z lat 80. i 90. Ale ktoś mógłby powiedzieć, że przecież w radiu nadal można usłyszeć Queen, Tinę Turner czy Whitney Houston. Owszem można, ale jest to mała garstka, która ze względu na unikatowość jednego lub dwóch utworów stoją na równi z młodymi, często nic nie wartymi zespołami. Ale przecież jest z tamtego okresu zdecydowanie więcej "takich" utworów, a jednak stacje radiowe nie podejmują chętnie inicjatywy ich odświeżenia potencjalnym odbiorcom. W takich działaniach zdecydowanie czołuje Radio ZET, które przeplata bardzo dużo starych utworów z nowościami, ale co ciekawe taką politykę medialną przyjęło ostatnio RMF FM. I chwała Bogu, że na dodatek wszyscy nadawcy mają jeszcze obowiązek puszczania co najmniej 33,3 % miesięcznie tylko polskich utworów, a 60 % od 5:00 do 24:00. Wcześniej nakaz ten przewidywał okres kwartału, co powodowało że  nagminnie puszczano polskie kawałki nocą, kiedy wszyscy słodko śpią i nie myślą ani trochu o słuchaniu radia.

Niestety reszta stacji radiowych pomimo wszystkich nakazów i rozkazów robi swoje i koniecznie na umór musi zmierzać z duchem czasu bezguścia. Za niedługo dojdzie do tego, że młodzi ludzie nie będą wiedzieć kim byli Beatlesi, Pink Floyd, czy Jimi Hendrix. Ich mózgi jeśli już nie są, to będą prane komercyjną muzyką śpiewaną przez pedalskie męskie chórki i nie tylko. Dlatego przypomnijmy wszystkich, co tak niedawno można było usłyszeć w radiu i wcale nie trzeba było go wyłączać ze względu na poziom merytoryczny muzyki:

Pink Floyd - Another Brick In The Wall part II
Jeszcze kilka lat temu ten klasyk z "The Wall" miał honorowe miejsce we wszystkich stacjach radiowych. Teraz arcydzieło Pink Floydów zostało zniesione na boczny tor i jedynie wierni fani, czy znawcy dobrej muzyki jeszcze się pokuszą o jego odsłuchanie. I pomyśleć, że stali oni na równi z utworami Queen czy Beatlesów, a jednak odszedł w niepamięć.


Eurythmics - Who's that girl ?
Większość osób nie rozpozna tego utworu po tytule, ale wystarczy kilka dźwięków i wszystko staje się jasne. Eurythmics dorobił się kilku wpadających w ucho, elektronicznych utworów okraszonych fajnym wokalem kobiecym. Jeszcze czasami w radiu można usłyszeć ich utwór "Here Comes The Rain Again", ale zdecydowanie za rzadko.


Toto - Hold The Line
Ten zespół zdecydowanie jest kojarzony przez starszą generację, ale i młodsza na pewno zna takie kawałki jak Africa czy Rosana. Ale w "Hold the line" mamy istną ekstazę muzyczną: na początku epickie pianino przemieszane z dzikim graniem gitary elektrycznej i w końcu fajny wokal. Po prostu mieszanka wybuchowa minonych czasów :p


Fool's  Garden - Lemon Tree
Zawsze kojarzyłem ten utwór z Beatlesami, a wszystko za sprawą bardzo podobnego wokalu i ogólnie sposobu kompozycji utworów: niekoniecznie szybka piosenka i postawienie na akustyczne granie. Tekst piosenki jest bardzo prostolinijny, a jak bardzo trafiający w ucho. Aż człowiekowi zachciewa się tańczyć i śpiewać, a to za sprawą dawnych czasów.


Można byłoby jeszcze wymieniać wiele utworów, które warto sobie odświeżyć w pamięci. Ale z pewnością brakłoby na to nam czasu i chęci. Lecz z pewnością warto je sobie przypominać, choćby dla chwil które już nigdy nie wrócą, a tak cieszą i wprowadzają nas w dobry nastrój.

P.S. odnośnie ostatniego artykułu, moje stare radio zyskało drugie życie ! Działa na prawie wszystkich zakresach i znakomicie odbiera stacje radiowe. A to lampowe brzmienie - wręcz rewelacja. Teraz czeka go jeszcze naprawa pekniętej skali, czy pokręteł od wysokich i niskich tonów. Ale najistotniejsze działa :D Jak czas pozwoli nagram i prześlę obiecany filmik :)

niedziela, 24 marca 2013

W czym tkwi dusza starych radioodbiorników ?

 Mało kto wie, że od pewnego czasu moją pasją jest krótkofalarstwo. Być może dlatego w moich ostatnich postach bardzo często nawiązywałem do tematu radia. Jak wiadomo, technika z biegiem czasu leci do przodu pod względem rozwoju innowacyjnych technologii i rozwiązań wielu dziedzinach życia. Niestety wiele z nich wypiera to, co było bardzo dobre w naszym mniemaniu, ale nie wśród naukowców czy konstruktorów. Najlepszym przykładem jest wyparcie starych, wielkich radioodbiorników malutkimi, poręcznymi, ale bardzo często szajsowatymi radyjkami (najczęściej made in China). Dlaczego tak się stało i dlaczego warto choćby raz posłuchać lampowego brzmienia ? Spróbuję wam dzisiaj po krótce to wyjaśnić.



Współczesny świat leci nieustannie do przodu. Nie ogląda się za siebie i uznaje tylko to co jest nowe, lepsze i bardziej funkcjonalne. Reszta odchodzi w niepamięć. I tak się stało między innymi ze starymi Stolicami, Agami, Pionierkami i innymi radioodbiornikami. Ich wspólnym elementem były lampy elektronowe. Bardzo wielkie, nieporęczne i prądożerne (no bo nie licząc lamp, radio pobierało miliampery na zasilanie). Ale grzechem byłoby zapomnieć, że to lampy nadawały im całą "duszę" i to ciepłe, przyjemne dla ucha brzmienie.
Niestety jajogłowi poszli po rozum do głowy i stwierdzili to co ja powyżej, i takim sposobem lampy wyparto tranzystorkami, zmniejszając koszty produkcji, gabaryty odbiorników czy ich prądożerność. Co z tego, jeśli teraz brzmienie jest oschłe i zimne ?


Jeszcze na chwilę wrócę do tematu lamp, aby opisać tzw. "Magiczne oko". Jest to nazwa serii lamp, które w odróżnieniu od reszty świeciły zieloną poświatą. Pełniły one funkcję wskaźnika dostrojenia do danej częstotliwości. Kiedy trafiło się dobrze na daną stację, wtedy element podobny właśnie do oka otwierał się całkowicie. Jednak gdy od danej stacji byliśmy daleko, oko się zamykało. Ta lampa powodowała, że radio można było śmiało przyrównać do wielkiego zwierza, które rozbudza całe pomieszczenie swoim brzmieniem.  Nie sądzę, żeby to samo mogła zrobić maluśka dioda lub żaróweczka podświetlająca czerwoną szybkę.



A teraz przejdźmy do nieco innej części radia. Pewnie bardzo często jeszcze jako dzieci, zastanawialiście się czemu na tej szybce od radia jest tak wiele równych nazw miejscowości i różnych krajów ?
Skale radiowe rozbudzały kiedyś wyobraźnię niejednego słuchacza. Szczególnie w nocy, gdy ta była podświetlona, otwierała przed sobą podwoje całego świata. Była ona z drugiej strony małym arcydziełem, zasadniczo rzutującym na wygląd odbiornika, nierzadko wykonana z artystycznym kunsztem. Wszystko było tak zaplanowane, żeby było funkcjonalne, przejrzyste i czytelne - co dziś nazwalibyśmy ergonomiczne.




Takim oto sposobem przedstawiłem całą kwintesencję "duszy" starych odbiorników. Przede wszystkim chciałem zwrócić waszą uwagę na to, że pomimo nieustępliwego postępu technicznego, ludzie odruchowo powracają do starych technologii. Doświadczają ich na nowo i z powrotem wprowadzają w życie, choćby przez wzmacniacze lampowe, które dla audiofilów są najlepszym wyborem. Jeśli w domu posiadacie stary odbiornik lampowy , to zastanówcie się choćby i milion razy zanim stwierdzicie, że nadaje się on jedynie do kosza. One zasługują na danie im drugiej szansy, choćby dla usłyszenia ich ciepłego i miłego brzmienia. Dowodem na to mogą  być dwa zdjęcia na początku posta, pokazujące radio "Etiuda" po moim pradziadku (ma mniej więcej 50 latek na karku), które zostało poddane niedawno naprawie i miejmy nadzieję, że za niedługo zyska nowe tchnienie do odbierania niezmierzonej ilości fal z eteru. Pokuszę się nawet o nakręcenie krótkiego filmiku przedstawiającego ten odbiornik w akcji :).

piątek, 8 marca 2013

Muzyczny Wyjadacz poleca - utwory na Dzień Kobiet :)

Witam wszystkich czytelników, a zwłaszcza czytelniczki. W końcu to dzisiaj jest wasz dzień ! I w związku z tym chciałbym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia: zdrowia, szczęścia oraz pomyślności, żeby każdy dzień okazywał się dla Was miłą niespodzianką, a Dzień Kobiet trwał jak najdłużej. Jak wiadomo, zostaniecie dzisiaj obsypane masą goździków i nie tylko. Ale być może wasza sympatia zaprosi was na romantyczną kolację we dwoje przy świecach :) ? A jak wiadomo w takich sytuacjach muzyka odgrywa bardzo ważną rolę w budowaniu nastroju. Dlatego też chciałem przedstawić w tym artykule kilka utworów, których nawet Romeo by się nie powstydził.

Patrick Swayze - She's like the wind
 Słynny kawałek z filmu "Dirty dancing" zdecydowanie zasługuje na miano bardzo romantycznego. W tekście mamy piękną metaforę, w której przyrównano kobietę do wiatru wiejącego wokół mężczyzny. Niestety nie jest on w stanie jej dostrzec, co potęguje jego uczucie miłości. No i do tego wspaniały wokal Patricka Swayze, którego niestety już nie będziemy w stanie posłuchać na żywo ...


George Michael - Moment with you
Każdy z nas na pewno zna dobrze takie kawałki George'a jak "Careless whisper"  czy "Nothing gonna change my love for you". Mamy tu znowu do czynienia na każdym kroku z wielką miłością. Muszę się wam przyznać, że znalazłem jeszcze jedną, zbliżoną do wyżej wymienionych tytułów piosenkę. Jest to właśnie "Moment with you". Utwór w którym osoba mówiąca traktuje miłość jako cud, który ni stąd ni zowąd zjawił się i pozytywnie go zaskoczył. Wielka szkoda, że ta piosenka nie znalazła się na liście przebojów, a byłaby i jest warta choćby utrzymania się przez kilka dobrych tygodni na niej :).


Robbie Williams & Nicole Kidman - Something stupid
Na samym wstępie żeby nie było, jest to cover piosenki Franka Sinatry o tym samym tytule. Wiadomo, że oryginał zawsze jest lepszy, ale istnieją wyjątki od reguły, gdzie piosenki nabierają ciekawszego i odświeżonego brzmienia. Przeglądając tekst, mamy tu do czynienia z zalecaniem się do kobiety w trakcie dancingu. Niemniej jednak ów mężczyzna skazuje swoje zmagania na porażkę, na co wskazuje chyba najlepszy wg mnie fragment piosenki :

Then afterwards we drop into a quiet little place   

And have a drink or two

And then I go and spoil it all


By saying something stupid


Like I love you

Sprawa jest prosta: choćbyśmy byli w stanie przenosić góry i czynić cuda, to zawsze może stać się coś , co pokrzyżuje nam plany :)


Barry White - Never gonna give you up
No i teraz czas na klasykę gatunku. Ta i inne piosenki Barry'ego są w stanie rozpalić nasze zmysły do czerwoności i wywołać wieeeelką falę miłości. Wszystko za sprawą bardzo tak seksownego wokalu, że gdybym taki posiadł, to wszystkie dziewczyny nie mogłyby się oprzeć mojemu urokowi :). Dodatkowo chórki kobiece występujące w niektórych utworach wyciągają kwintesencję tego, o czym teraz piszę ;p. Dlatego panowie, do dzieła !


Phil Collins - Two hearts
Bardzo lubię tę piosenkę i inne utwory Phila Collinsa. Zawsze miał bardzo ciekawe teksty i podkreślał to swoim nietypowym, ale jedynym w swoim rodzaju wokalem. W piosence "Two hearts" mówi o tym, że miłość nigdy nie przeminie i nie należy zrażać się jakimikolwiek przeszkodami. W końcu jest to, można byłoby powiedzieć ryzyko wpisane w koszta. Ponadto w refrenie przyrównano miłość dwóch osób jako dwa serca żyjące razem w jednym umyśle aż do końca swoich dni. Czyż to nie jest romantyczne :) ?


Na koniec tego artykułu postanowiłem zadedykować wszystkim paniom utwór według mnie opisujący bardzo trafnie wspaniałą miłość dwojga ludzi, której nic i nikt nie jest w stanie przeszkodzić. Są tylko oni i otaczająca ich natura, oświetlona świetlistym blaskiem księżyca. I dlatego życzę Wam przede wszystkim jak najwięcej takich momentów w waszym życiu. Każda z was jest na swój sposób wyjątkowa i zasługuje na docenienie Waszych zalet i wdzięków.

Apropo utworu, happy birthday, Sir David Gilmour !


sobota, 2 marca 2013

Keep calm and listen to ... Jazz

 Codzienne życie stawia nas przed wieloma sytuacjami, wywołującymi w nas stres i zdenerwowanie. Pod koniec dnia dochodzi zmęczenie i odebranie nam jakichkolwiek chęci do zrobienia czegokolwiek poza pójściem spać. Każdy z nas walczy z tym zjawiskiem na swój własny sposób: krótka drzemka, pożywny posiłek, mocna kawa, czy papierosek na odprężenie. A może by tak spróbować posłuchać jazzu ? Nie, nie przesłyszeliście się :). Chciałem przedstawić własny sposób na chwilową ucieczkę od gonitwy dnia codziennego i przy okazji potwierdzić lub obalić kilka mitów związanych z tym gatunkiem.

Jazz jest tak spokojny, ze wywołuje u człowieka chęć zaśnięcia: Fałsz

 Jeśli chodzi o jazz to mamy do dyspozycji wiele gatunków tej muzyki, gdzie w jednym istotniejsze są spokój i harmonia, ale również znajdziemy rytmiczne i szybsze kawałki (na wzór bluesowych improwizacji, w końcu blues z jazzem ma wiele wspólnego !). Ja osobiście sądzę, że Jazz powoduje wyciszenie i ogólne uspokojenie.

W polskich stacjach radiowych leci zbyt mało jazzu: Prawda

  Niestety ja się z tym zgadzam w 100 %. Nie wiem czym jest to spowodowane, zapewne przez małe zapotrzebowanie społeczeństwa na dany rodzaj muzyki. Nie chodzi o to żebyśmy słuchali bez ustanku tylko jazz, bo wtedy wywołałoby to w nas skutki przeciwne do zamierzonych :D. Ale sytuacja zmienia się wieczorem kiedy jazz może nas wprowadzić w pozytywny nastrój i ukoić zszargane nerwy. Jeśli ktoś faktycznie chciałby posłuchać w ciągu dnia wspaniałych improwizacji, można po prostu skorzystać z dobrodziejstwa stacji internetowych ( ja słucham szwajcarskiej stacji Radio Swiss Jazz).

Słuchanie Jazz może spowodować, że wpływać pozytywnie na nasze zachowanie i dać energię i chęci do działania : Prawda

Może nie doświadczymy tego słuchając jazzu w radiu. Ale w przypadku muzyki na żywo, istnieje zjawisko nazwane fachowo "frenezja". Polega ono na tym, że człowiek dosłownie mówiąc odbiera muzykę nie tylko uszami, ale całym ciałem. Powoduje to w nim potęgowanie pozytywnych emocji, w tym znane nam ciary na plecach. Podobno po sesjach jazzowych, ludzie byli w stanie przez cały tydzień być dla siebie tak życzliwi, że nie śniło się o tym nawet starożytnym filozofom :p. Powiem tak: tego naprawdę można doświadczyć, wystarczy skorzystać z okazji i wybrać się na koncert. Ja miałem okazję posłuchać koncertu jazzowego zorganizowanego w miejskim ośrodku kultury, gdzie grał kwartet ze szkoły muzycznej. Byłem pod wielkim wrażeniem, a w drodze powrotnej do domu miałem odczucie jakby coś na wzór katharsis. Ale tego trzeba samemu doświadczyć :)

Jest tylu muzyków i wokalistów jazzowych, że ciężko jest cokolwiek polecić innym, zaczynającym przygodę z tym gatunkiem: Prawda

 Faktycznie, nawet ja mam nadal problem z wytypowaniem własnych najbardziej ulubionych zespołów czy wokalistów. Wiąże się z tym fakt, że Jazz jest jedną wielką improwizacją, a muzycy czerpią inspirację z wcześniej powstałych standardów jazzowych. Wydaje się, ze taki wariant mógłby się już dawno nam znudzić. Ale jak widać pomysłów na nowe aranżacje, czy utwory nie brakuje i są nas w stanie nadal pozytywnie zaskoczyć.

Jak słuchać jazzu, żeby się nim delektować, a zarazem odprężyć ?

  No cóż, sposobów jest wiele, każdy preferuje inny. Ja osobiście po ciężkiej harówce na uczelni, zakładam słuchawki, kładę się na łóżku i daję się ponieść czarowi improwizacji jazzowej. Moja nauczycielka z polskiego mówiła tak: Muzykę należy słuchać plecami. Po prostu liczy się nastrój, jaki w danym momencie wytworzymy i to, jak się w czujemy w słuchaną muzykę. Wtedy możemy uzyskać właściwe odprężenie i ukojenie nerwów po całym dniu ciężkiej pracy, tak aby mieć siły na realizację kolejnych zadań :p. Tak więc zmieniając nieco treść słynnego mema:


niedziela, 24 lutego 2013

Muzyka jako dźwignia handlu - czyli jak trafić w gusta potencjalnych klientów

 Muzyka towarzyszy nam w codziennym życiu praktycznie na każdym kroku : w drodze do pracy, do domu, przy gotowaniu w kuchni, czy w trakcie czekania w kolejce :). Słuchanie muzyki wpływa pozytywnie na czynności wykonywane w ciągu dnia, np. nie wyobrażam sobie majsterkowania czy remontowania bez radia włączonego często na pełny regulator. A między piosenkami i informacjami, przewija się oczywiście wiele mniej lub bardziej interesujących reklam.

Większość z nich to po prostu puste slogany bez pokrycia, typu: weź nasze tabletki a ból zwieje niczym struś pędziwiatr, albo zadzwoń aby wygrać sto milionów. Ale ja ostatnimi czasy zacząłem skupiać nieco więcej uwagi na reklamy branży samochodowej.

Co miałoby skłonić przeciętnego Kowalskiego do zakupu nowiuśkiego, zaprojektowanego przez najlepszych światowych projektantów i turbodoładowanego samochodu i odwidzieć od nabycia zajeżdżonego diesla sprowadzonego od niemieckiego Turka ? Tutaj oczywiście marketingowcy mają wiele chwytów : piękne hasła, wspaniałe ujęcia, niska cena czy przystępny kredyt. Ale jest jeszcze coś co przykuwa równie sporą uwagę jak wyżej wymienione "narzędzia" - jest to po prostu muzyka ! Dobrze wyszukany utwór, dobrany do pięknych ujęć samochodu, może tak wpłynąć na psychikę odbiorcy, że podświadomie wywoła mniejsze bądź większe zainteresowanie jego zakupem.

Pierwszym przykładem jest reklama najnowszego i najbardziej rozchwytywanego modelu Volkswagena - czyli Golfa. Reklamowcy zafundowali nam dawkę bardzo ciekawych funkcji samochodu, przeplatając to testowaniem ich przez różne osoby: począwszy od farmera z Kentucky, skończywszy na młodym przystojnym macho (to wokalista "Depeszowców :)). A wszystko to okraszone zostaje kilkoma wersjami piosenki Depeche mode "People are people". Można by pomyśleć reklamodawca mówi do nas wprost : popatrz ilu nas jest, czemu jeszcze nie kupiłeś naszego wozu :) ?


Kolejny ciekawy przykład. Tym razem na ruszt idzie Mercedes (modelu nie pamiętam ale w reklamówce na pewno o tym wspomną xD). Przed naszymi oczami ukazuje się mężczyzna po 40tce oglądający z balkonu swojego apartamentu piękno metropolii pod osłoną nocy. I zaczyna się gadka, co on lubi sobie wtedy porobić.... i wtedy wchodzi ujęcie nowego modelu, w którym nasz bohater siedzi like a boss, a jazdę umila kultowy kawałek Phila Collinsa "In the air tonight". Po prostu żyć, nie umierać.



Teraz przeniesiemy się w nieco inne, bardziej amerykańskie klimaty. Koncern General Motors ogarniający kilka wielkich marek naraz, zdecydował się na wielką wyprzedaż. No cóż, za oceanem kryzys nieźle pokrzyżował im plany, co się odzwierciedla w tej reklamie. Otóż przed naszymi oczami przedstawia się niczym klucz gęsi wracających na wiosnę, stadko różnych modeli Chevroletów. Wszystkie jadą po opuszczonym lotnisku znajdującym się na jakiejś pustyni. Można byłoby powiedzieć że mamy do czynienia ze sceną z Top Gear rodem :). Ale co najistotniejsze całą reklamę umila nam  teksański rock w wykonaniu ekipy brodaczy z ZZ Top - a dokładniej utwór "La grange" (właściwa akcja rozkręca się od 1:10).


A na koniec pozostawiłem sobie najlepszy kawałek tortu :). Jak dla mnie jest to pierwowzór porządnej reklamy motoryzacyjnej. Piękny samochód, odwalający całą robotę za kierowcę, gdzie wszystkie jego zalety ukazane są w praktyce, aż w końcu czar musi prysnąć, bo czas reklamowy niestety do najtańszych rzeczy nie należy. Ale znów kierujemy się ku muzyce, i na co trafiamy ? Na Jeana Michel Jarre'a i jego bardzo znany kawałek "Oxygene 2". Połączenie systemów elektronicznego wspomagania z elektroniczną muzyką dało około 40 sekund epickiej reklamy, od której ciężko oderwać wzrok.





czwartek, 21 lutego 2013

Co ci w duszy gra - czyli rozumu nie oszukasz.

 Mój blog z powrotem zszedł na manowce . Wszytko za sprawą wielu czynników, których wymienienie nie miałoby najmniejszego sensu ... Ale teraz po tym czasie stwierdziłem, że zacznę ponownie pisać, zmieniając trochę swoje podejście (głównie ilościowe) do tematu. Po prostu człowiek pod wpływem chwili jest w stanie napisać coś bardziej konstruktywnego aniżeli po długotrwałym i celowym wymyślaniu odpowiedniego tematu.

Jesteśmy skonstruowani tak a nie inaczej, że nasz rozum bardzo często podświadomie podsuwa nam różne informacje pod postacią różnych bodźców. Chociażby szeroko rozumiana intuicja, pozwalająca na podstawie analizy przypuszczeń stwierdzić prawie nieomylnie konkretne fakty. A teraz skierujmy się bardziej w stronę muzyczną .
Pewnego razu w trakcie pisania kolokwium z dość ciężkiego przedmiotu, nie wiedziałem jak rozwiązać zadanie. Nie pomogło skupiane się. Szukanie jakichkolwiek informacji było bezcelowe. Jeśli można tak stwierdzić, mózg sam za mnie to stwierdził i nagle jakby nigdy nic zacząłem słyszeć w podświadomości  jakąś śmieszną piosenkę z lat 80. ( teraz już nie pamiętam jaka). Ale w tym momencie mózg się totalnie wyłączył i odmówił dalszej współpracy :D.

Ale takie działanie ze strony mózgu wcale nie musi być negatywne. I tu się nasuwa drugi przykład. Zmęczony po kilku godzinach zajęć, musiałem jeszcze wybrać się na mało ciekawy wykład. Na tą opinię złożyło się podejście wykładowcy do tematu i inne podobne czynniki. Nagle w tym całym znużeniu mój mózg podświadomie podsuwa mi inną piosenkę - mianowicie mało znany utwór zespołu Ultravox "Waiting". Po krótce wyjaśniając bardzo ciekawe połączenie spokojnych śpiewów kobiecych a następnie zestawienia mocnych uderzeń perkusji i ciekawej partii gitarowej połączonego z charyzmatycznym wokalem. To był jak dla mnie w małym procencie, ale jednak pobudzający bodziec.


Podsumowując, nasz rozum jeszcze niejednokrotnie zaskoczy nas w postaci takich lub innych informacji :). W moim przypadku,dzięki temu napadła mnie myśl, aby z powrotem zacząć coś pisać. Ktoś inny może skłoni się w kierunku jakichś refleksji. Może warto byłoby przemyśleć czemu mózg podsuwa nam taki a nie inny bodziec ?  Może dzięki temu nastąpi jakaś zmiana bądź przełom w pewnej dziedzinie naszego życia ? Pamiętajcie, myślenie nie boli :)