niedziela, 25 marca 2018

Chwytać szczęście bez paliwa i telewizji, z dala od rzeki - czyli "Get Lucky" Marka Knopflera


Witajcie ponownie w mojej serii o albumach Jazz-Free! W czasie weekendu każdy poszukuje jakiegoś zajęcia, aby odetchnąć sobie i odpocząć przed trudami nowego tygodnia. U mnie jest to właśnie ta seria weekendowa, która najbardziej wkręca mnie na właściwe obroty i angażuje szare komórki. A to właśnie za sprawą poszukiwania odpowiedniego bohatera na nowy wpis. Dzisiejszy album może dla większości z was okazać się trochę zbyt spokojny i trochę nudnawy, ale jest parę aspektów, które czynią go ciekawym i godnym posłuchania :) Drodzy moi, przedstawiam wam dzisiaj album Get Lucky  Marka Knopflera.

Jest to szósty album solowy wydany przez szefa Dire Straits w 2009 roku. Dlaczego akurat o tym albumie postanowiłem napisać ? Bardzo podoba mi się połączenie w nim kilku stylów, które przy okazji zgrały się na płycie w spójną całość.


Najbardziej zauważalnym stylem w Get Lucky  jest muzyka celtycka, jako jawne nawiązanie  twórcy do swoich lat dziecinnych. Udział w utworach dud, piszczałek, fletu, czy akordeonu nadaje świetny, folkowy klimat, przy którym człowiekowi od razu zachciewa się wystukiwać palcami rytm, bądź w jego ślady coś zatańczyć. Z tej sfery muzycznej najbardziej spodobał mi się utwór So far from the Clyde, w którym Mark zainspirował się złomowiskiem staków z dala od rzeki Clyde, na której kiedyś działała prężnie stocznia. Produkowane były w niej statki najwyższej jakości, co  doceniało wówczas wiele krajów na całym świecie i korzystało prężnie z jej produktów. Niestety, produkcja dobiegła już końca i część z nich odeszła na trochę niesłuszną emeryturę w postaci sterty złomu.

Następnym stylem przeplatającym się dość "gościnnie" w albumie, jest blues. Określiłem to mianem gościnnym, bo jedynie w You can't beat the house możemy go usłyszeć. Jeśli chodzi o ten utwór , inspiracja prawdopodobnie ma swoje korzenie w zamiłowaniu Knopflera do twórczości Boba Dylana. Niejednokrotnie w wywiadach twierdził, że bardzo marzyła mu się jego kariera. To marzenie się ziściło, ponieważ obydwaj Panowie nagrali ze sobą wspólny album.

Trzecim stylem, a bardziej akcentem dostrzegalnym w tym albumie, są zagrywki gitarowe zakrawające o stare dobre czasy działalności w Dire Straits. Najbardziej trafnym tego stwierdzenia jest utwór Remembrance Day. Wielu krytyków i recenzentów porównuje go do kawałka  Brothers in Arms właśnie poprzez podobieństwo w zagrywkach jakie Knopfler postanowił tam zastosować. Remembrance Day opowiada o osobach poległych w czasie różnych konfliktów zbrojnych, a które to upamiętnione zostały w Anglii w postaci "Dnia Pamięci" obchodzonego  11 listopada.

Jak widać, połączenie tych stylów poskutkowało wydaniem bardzo ciekawej płyty. Ale jest jeszcze jedna kwestia która ma w tym swoje przysłowiowe trzy grosze. Chodzi o tkankę liryczną utworów, do której Knopfler przywiązuje bardzo dużą uwagę w każdym swoim albumie. Niejednokrotnie inspiracja na piosenkę przychodzi mu pod wpływem nawet najdrobniejszej sytuacji, jaka trafia mu się w życiu. Dobrym przykładem może być utwór w rytmie walca pod tytułem Monteleone, gdzie pomysłem na jej napisanie była korespondencja wymieniana z gościem o właśnie takim nazwisku, który tworzył dla niego gitarę lutniczą w stylu "archtop". Dla nas może to mało istotny powód na napisanie piosenki, dla niego okazał się być idealny , chociażby dla uwiecznienia kunsztu, jakim wykazywał się ten lutnik.

 Historie związane z tym i innymi albumami Marka Knopflera nie byłyby mi tak bliskie gdyby nie jedna pozycja książkowa, którą nabyłem dość dawno temu. A dokładniej biografia wydana przez Lesława Halińskiego z 2013 roku, która jest może lekko przedawniona, ale okazuje się być bardzo wyczerpującym wszelkie wątki kompendium o działalności Marka zarówno w Dire Straits jak i solowej. Podsumowując, polecam album Get Lucky wszystkim, którzy lubią zdecydowanie folk, ale nie tylko. Co do fanów Dire Straits, mogą się lekko rozczarować tym i innymi albumami solowymi Knopflera. Nie mniej jednak, zawsze trzeba obrać poprawkę na to, że nawet tak wybitny artysta tworzący tak energiczne i dynamiczne przeboje, w pewnym momencie potrzebuje swojego rodzaju "ucieczki" w bardziej spokojne rytmy. To samo przecież możemy zauważyć w przypadku Davida Gilmoura, którego darzę dużą szacunkiem jako muzyka. Jego solowe albumy najlepiej przedstawiały podobną zależność, a mimo tego większość fanów Pink Floyd nadal mu dopinguje i dzieli dużą sympatią wydawane przez niego utwory. 

Ale najlepiej będzie jak sami posłuchacie i ocenicie , czy taka zależność jest zauważalna. A tymczasem życzę wam udanego nowego tygodnia i niech moc muzyki będzie z wami :)

Wasz 
Muzyczny Wyjadacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz