poniedziałek, 16 listopada 2015

Traveling Wilbury's, czyli kwartet idealny

Witajcie ponownie !

Nie ukrywam, miałem dzisiaj gruubą rozkminę o czym by tu wam napisać. Wpadło mi parę tematów do głowy, ale którego bym się nie podjął, to byłby pisany nieco z przymusu. A ja wole ogarnąć coś w miarę krótkiego i na lajcie :)

Chciałem dzisiaj napisać co nieco na temat Traveling Wilbury's :)

Skąd dowiedziałem się na temat tego zespołu ?

W tym wypadku od mojego wujka, który od zawsze lubi słuchać różnorakich gatunków muzyki i jest dla mnie bezcenną skarbnicą wiedzy muzycznej :) Raz opowiedział mi o genezie zespołu, że George Harrison (tak , ten z Beatlesów !) zaprosił swoich kumpli do domu i spontanicznie podjęli decyzję o nagraniu wspólnej płyty. Reszta ekipy, czyli Tom Petty, Roy Orbison i Jeff Lynne ze względu na sympatię do Harrisona pozytywnie zareagowali na pomysł i tak powstał pierwszy album Traveling Wilbury's, pociągając za sobą lawinę świetnej muzyki.

Co najbardziej lubię w tym zespole ?

Zdecydowanie tą "syntezę" 4 świetnych gitarzystów, którzy łącząc wspólnie siły odwalili świetny kawał muzyki. Dużo utworów jest w przewadze gatunku country, ale zawsze w połączeniu ze świetną techniczną grą gitary i wokalem. Teksty też są niczego sobie. Często słuchając ich kawałków odczuwam pełny chillout.

Na co warto zwrócić uwagę ?

A chociażby na to, jak mało potrzeba uczynić, aby dokonać wiele :) Brzmi jak zdanie rzeka, ale tutaj zważywszy na ich historię świetnie to widać :) Warto też spojrzeć na dorobek każdego muzyka z osobna, aby następnie wsłuchać się ponownie w Traveling Wilbury's i zauważyć, że każdy kawałek ma pewną cząstkę któregoś członka ów kwartetu. Polecam ten zespół szczególnie początkującym gitarzystom. Znajdziecie tutaj sporo prostych do zagrania i przede wszystkim technicznych kawałków. A jak wiadomo praktyka czyni mistrza :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz