Witajcie ponownie w serii traktującej o szeroko rozumianym jazzie ! Obecny tydzień obfituje w bardzo słoneczne dni, a za czym idzie wzrastają nam chęci na różne aktywności. Ktoś wyskoczy na rower, drugi gdzieś pobiega, a trzeci się poleniwi pod chmurkami. Równie ciekawym pomysłem może okazać się spacer, żeby móc podziwiać budzącą się przyrodę lub posłuchać świergotu ptaszków. Dzisiejszy album również nawiązuje do tej aktywności, ale w nieco innej porze roku i miejscu. Moi drodzy, przedstawiam wam album Spacer brzegiem morza autorstwa zespołu instrumentalnego Tadeusza Prejznera.
![]() |
Okładka oczywiście adekwatna do tytułu, ciekawe na której polskiej plaży zostało zrobione te zdjęcie :) |
Jeśli ktoś zastanawia się w tym momencie nad przyczyną wyboru tego albumu, to służę z pomocą. Ostatnimi czasy wymieniałem korespondencję z wytwórnią GAD Records (tak, tej która wydała dwa albumy, o których ostatnio wspominałem na blogu) i przy tej okazji otrzymałem właśnie tą płytę. Z początku zastanawiałem się, czy przypadnie ona do moich preferencji jazzowych. Ale mój niepokój był zbyteczny, ponieważ trafiłem na solidny kawał polskiej muzyki sklasyfikowanej w gatunku easy listening. Dzisiaj mocno posłużę się książeczką albumową, do których to wytwórnia przykłada naprawdę dużą uwagę. Nawet laik jest w tanie po jej przeczytaniu uzyskać odpowiednią przed słuchaniem wiedzę o danej muzyce, co jest bardzo wielkim plusem.
Tadeusz Prejzner - wspaniały kompozytor, ale czy doceniony właściwie ?
Zacznijmy od twórcy kompozycji, które znadziemy na płycie. Prejzner uznawany jest za jednego z pionierów polskiego jazzu, ponieważ grywał go już w 1947 roku. Ale nie żył on jedynie samym jazzem. Skomponował on mnóstwo piosenek , form symfonicznych i współpracował on między innymi z Alibabkami, dla których stworzył utwór W rytmach Jamaica Ska. Aż dziw, że nie został on doceniony i zauważony przez większe grono słuchaczy. Album o którym dzisaj piszę, jest jego jedynym wydawnictwem na czarnym krążku. Poza tym, reszta jego dorobku muzycznego nie dojrzała światła dziennego, albo czeka lepsze czasy :)
Tak jak wcześniej wsponiłałem, album ten opiera się gatunkowo, nie tylko na jazzie. Otóż rozchodzi się o gatunek Easy Listening, który czerpie po trochu z inych gatunków muzycznych. Charakteryzuje się optymistyczną i chwytliwą melodią z elementami tanecznymi, a także prostymi tekstami. Co do elementów tanecznych, śmiało można powiedzieć, że utwory z płyty posiadają też nieco pierwiastka "bossa novy", który to usłyszymy w Twa tratwa, czy W nowym stylu. Tekstów tutaj nie uraczymy, natomiast dostajemy oprócz szerokiej gamy instrumentaliów piękny wokal w wykonaniu Ewy Wanat. Poza tym książeczka podpowiada nam również, że na płycie odnajdziemy eksperymenty spiritual jazzu w utworach Mchy i Trąd oraz melancholijne swingi w Może by nad morze. W mojej opinii jazz, a dokładniej smooth jazz i inne jego odłamy, można śmiało wstawić pod wspólny mianownik z Easy Listeningiem, co w dużym stopniu potwierdzają kompozycje Tadeusza Prejznera.
Instrumentalia pełne improwizacji
Muzycy udzielający się w zespole Prejznera, wspominają czas nagrań jako intensywne doświadczenie. Nagrania nie były poprzedzane próbami, a muzycy zjawiali się w studiu, dostawali nuty i natychmiastowo przystępowali do dłuugich nagrań. Do nagrań kompozycji z albumu Prejzner zaprosił bardzo znanych polskich jazzmanów (chociaż ja z nich kojarzę tylko Tomasza Stańko):
- Włodzimierz Nahorny fl,as,p,org,voc,okaryna
- Tomasz Stańsko - tp
- Janusz Muniak - ss, ts
- Janusz Siodrenko - g
- Bronisław Suchanek - db
- Janusz Stefański dr
Tak idealne połączenie znanych muzyków i wybitnego kompozytora musiało przerodzić się w naprawdę dobry kawał muzyki. I z każdym następnym utworem na tej płycie te przekonanie coraz mocniej się we mnie utwierdzało.
Czytając dalej książeczkę, okazuje się, że Spacer brzegiem morza był bardzo udanym pomysłem kompozytora. Doczekał się on dotłoczeń, a cztery utwory wybrano na oddzielne single. Jednakże autor nie odczuwał tak mocnej satysfakcji ze swojego przedsięwzięcia:
"Graliśmy zwykle nasze własne utwory - Włodka, Tomka Stańko, Ptaszyna-Wróblewskiego i moje, czyli tzw. polski jazz, co dziś oceniam jako błąd, bo w tym zakresie nigdy nie osiągnęliśmy znaczącego sukcesu."
Jest to podejście zdecydowanie krytyczne i myślę, że gdyby Tadeusz Prejzner zobaczył wydanie swojego albumu w wersji CD oraz ile osób zafascynowanych jest jego dorobkiem muzycznym, na pewno zmieniłby diametralnie zdanie na ten temat. Niestety, nie ma już go z nami od 8 lat i jedyne, co pozostaje nam zrobić, to dalej przypominać następnym pokoleniom, o tym jak wielkim krokiem milowym dla polskiego jazzu był własnie ten kompozytor.
Wasz
Muzyczny Wyjadacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz