wtorek, 24 kwietnia 2018

Jazz? Tak, to oczywiste ! #9

Cześć wszystkim! 
Dzisiejszy wpis będzie nieco inny pod względem formy.  Mógłbym to tłumaczyć tym,  że trafiłem na martwy punkt w swoich poszukiwaniach.  Ale wcale tak nie jest.  Możliwe,  że za bardzo skupiałem się na konkretnych wykonawcach bądź albumach.  I wtedy gdy czułem,  że mam o nich wystarczający zapas na zrobienie dobrego wpisu.  W początkowym okresie takie podejście było skuteczne.  Ale zaczęły następować tygodnie muzycznej poduchy,  gdzie poszukiwania jazzowe były dość ciężkie,  albo wykonawcy czy utwory na którą natrafiłem nie były wystarczającą inspiracją do pisania.  Ale patrząc teraz z perspektywy czasu myślę,  że raz na jakiś czas można na to zaradzić w inny sposób,  chociażby opisując pewne skrawki i przemyślenia z danego tygodnia na temat jazzu i nie tylko.  A summa summarum może wyjść też ciekawy wpis.  

Teraz myślami sięgnę do odwiedzonej przeze mnie giełdy.  Wbrew pozorom, było tam mnóstwo winyli z kategorii jazzowej.  Ale kiedy próbowałem się na jakiś z nich  zdecydować,  wolałem odpuścić temat.  A było z czego wybierać : reaktywowana teraz legendarna seria płyt Polish Jazz z Komedą na czele,  ale również o dziwo,  norweski jazz!  I co do niego,  moja ciekawość sięgnęła zenitu :) Po głębszych poszukiwaniach wyszło że wykonawcą jest duet Stokstad/Jensen Traditional Band z Lailą Dalseth grający jazz z odłamu Dixieland.  Bardzo specyficzne brzmienie,  nawiązujące do tradycji nowoorleańskich i ubogacone europejskimi standardami.  Jednakże w obliczu młodszych odmian jazzu, może się po dłuższym czasie znudzić. Natomiast plusem jest to,  że do dziś możemy jeszcze tego rodzaju muzyki posłuchać i że całkiem nie odeszła do lamusa.
Ciekawa kolażowa okładka, na której znalazło się banjo, tak charakterystyczny instrument dla stylu Dixieland.
Od początku moich poszukiwań w jazzie zaskakiwało mnie i nadal zaskakuje jak dużo nowych wykonawców wydaje dość sukcesywnie swoje debiutanckie (i nie tylko) albumy. A najlepiej można to zauważyć w trakcie niedzielnych audycji "Trzy kwadranse jazzu" w radiowej Trójce. Audycję prowadzi teraz już lepiej znany przeze mnie polski jazzman Jan Ptaszyn Wróblewski. Wiadomo, w tytułowe trzy kwadranse ciężko jest przedstawić wszystko na raz. I tego dnia uszy słuchaczy zostały uraczone Theloniusem Monkiem, Jerzym Milianem, Krzysztofem Komedą. Ale najbardziej utkwił mi debiut Łukasza Juźko ze swoim kwartetem. Czytając opis albumu First Breath na jego stronie, trafiamy na takie słowa:
First Breath to muzyka jazzowa, przestrzenna i łatwa w odbiorze. Brzmienie zespołu zabarwia emocjonalne podejście do dźwięku i pełna paleta kolorów improwizacji muzycznej. 
I wiecie co ? Słuchając jednej z kompozycji tego wykonawcy nie ująłbym tego opisu lepiej. Zważywszy, że wszystkie kompozycje są autorskie i nie ma tu żadnych wariacji na temat oklepanych standardów jazzowych. Oby więcej trafiało się takich debiutów na naszej rodzimej scenie muzycznej.
First Breath, może być postrzegane jako pierwszy oddech, pierwsze poważne tchnienie Łukasza Juźko na polskiej scenie jazzowej.

Patrząc na to, że już za niedługo strzeli nam dziesiąty odcinek serii jazzowej, powoduje we mnie dużo przemyśleń. W trakcie każdego tygodnia dostrzegam, że łatwiej mi się pisze o szeroko rozumianym jazzie. Może to zasługa książki, którą zdarzało mi się wam przytaczać w niektórych wpisach ? A może częstsze słuchanie wszelakich tematycznych audycji na Trójce i nie tylko ? Ciężko powiedzieć. Apropo radia, w tym tygodniu "przeprosiłem" się znowu z Radio Swiss Jazz. Ze względu na różnorodność wykonawców jazzowych mam problem z trafieniem na utwory zgodne z moimi wyrobionymi do tej pory gustami. Ale kiedy tylko trafi się jakaś przysłowiowa perełka, zaczynam szukać więcej i więcej z ich dorobku muzycznego. I takim sposobem złapałem niemiecką Lake Side Jazz Orchestra. Typowy Big-bandowy, dynamiczny jazz, który od razu przypomniał mi spędzone długie chwile przy słuchaniu JOCR Na Youtube znalazłem jedynie pojedyncze utwory i na dodatek wykonane na żywo w trakcie jakiegoś koncertu. Ale mimo tego dobrze się tego słucha, szczególnie, że chłopaki naprawdę dają z siebie wszystko :)

Jak widać, takich i innych spostrzeżeń mam w swojej głowie całe mnóstwo. Można byłoby pisać o nich godzinami i końca nie byłoby jeszcze widać. Teraz stwierdzam, że byłoby grzechem ich nie opisywać na łamach tego bloga. Bo praktycznie rzecz ujmując, to właśnie wszelkie obserwacje i szeroko rozumiana autopsja najlepiej wpływa na poszerzanie horyzontów muzycznych.  A na dodatek niewielkie, ale wierne grono czytelników również na tym wiele zyskuje . Dlatego życzę sobie i Wam, aby taka współpraca nadal mogła między nami działać i czynić nas coraz to lepszymi, Wyjadaczowymi znawcami tematu :)

Wasz 
Muzyczny Wyjadacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz